Sezon omdleń i odwodnień w Tatrach

Mimo zbliżającego się nieuchronnie końca wakacji na tatrzańskich szlakach niezmiennie tłumy. Sporo pracy mają ratownicy TOPR i niezależnie personel medyczny Szpitala im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem. Oprócz typowych kontuzji turystycznych w ostatnich tygodniach sporo było osób, które nie doceniły upałów i musiały korzystać z pomocy medycznej z powodu odwodnienia czy wręcz omdlenia. Rozmowa z dr Łukaszem Błońskim kierującym Oddziałem Wewnętrznym zakopiańskiego szpitala.

Mamy przynajmniej póki co upalną słoneczną pogodę. Ratownicy TOPR informują, że praktycznie codziennie zwożą z gór osoby odwodnione albo wyczerpane. Rozumiem, że idąc w góry, podejmując wysiłek fizyczny, musimy brać pod uwagę te okoliczności przyrody.

Przede wszystkim, po pierwsze musimy brać pod uwagę własną kondycję i wydolność organizmu. Część osób, które przyjeżdża do Zakopanego przez cały rok siedzi za biurkiem. Nic nie robi, a potem próbuje w pierwszym dniu pobytu wejść na Giewont, co jest nierozsądne i nieodpowiedzialne. Jeżeli jeszcze przy okazji trafi się dzień, gdzie jest plus 30 stopni i do tego mamy mało wiatru i dużo słońca, to już w połowie tej drogi na szczyt taka osoba zacznie czuć się źle, może zasłabnąć, będzie wymagała interwencji ratowników TOPR, a potem naszych kolegów ze szpitalnego oddziału ratunkowego.

Czyli tutaj trafiają potem tego typu osoby, którym trzeba udzielać pomocy medycznej.

Właściwie codziennie przez całe wakacje mamy pacjentów, którzy albo z przyczyn odwodnienia, albo z przyczyn osłabienia muszą być leczone w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym naszego szpitala. Część z tych pacjentów niestety musi być potem przez kilka dni też leczona na oddziałach szpitalnych.

Tutaj trzeba pamiętać o odpowiednim nawodnieniu.

Oczywiście, pamiętamy o nawodnieniu. O tym, że jak jest gorąco, to się pocimy, i że powinniśmy wtedy wypijać więcej. Pijemy nie wtedy, jak nam się chce pić, tylko pijemy cały czas, po trochę. Na wyprawę bierzemy sobie nie pół litra wody, tylko bierzemy przynajmniej 1,5 l wody w butelce do plecaka i co 10-15 minut popijamy po kilka łyków. Bo w momencie, kiedy już nam się bardzo chce pić, jesteśmy bardzo spoceni, to najczęściej już jesteśmy odwodnieni. Jak jeszcze wtedy próbujemy wykonać dalszy, intensywny wysiłek, niestety czasem kończy się to zasłabnięciem.

Wspomniał pan też o tym, że bardzo często mamy siedzący tryb życia, a potem wielkie ambicję, żeby wejść na Giewont.

Trzeba pamiętać o własnych możliwościach. I mierzyć siły na zamiary. Jeżeli wiem, że moja kondycja jest słaba, to na początek przejdę się po Dolinie Chochołowskiej albo Kościeliskiej i to może nie zawsze od razu do końca. Jeżeli mi to dobrze pójdzie, no to na drugi dzień spróbuję wejść na Kalatówki albo na Halę Kondratową. A jeżeli dalej się będę dobrze czuł i i widzę, że moja wydolność jest prawidłowa, to dopiero w kolejnym dniu może spróbuję wejść na Giewont czy na Kasprowy Wierch. Zdarzył się taki przypadek, że ojciec z rodziną w wieku około 50 lat wszedł na Kasprowy, ale na szczycie upadł. Miał zatrzymanie akcji serca, był reanimowany i niestety zmarł. Potem w rozmowie z rodziną państwo twierdzili, że był to człowiek, który na co dzień nie wykonywał właściwie żadnego wysiłku. Chciał dotrzymać kroku swoim bliskim. Skończyło się to tragicznie.

Jest to więc nauczka dla nas, że jeżeli planujemy wyprawę w góry, warto przez cały rok dbać o swoją kondycję.

W ogóle warto dbać o to, żebyśmy byli jak to się ładnie mówi fit. Nie tylko w sytuacji, gdy planujemy jechać w góry. Natomiast szczególnie przed podjęciem większego wysiłku. Tutaj z Zakopanego patrząc na góry wydaje nam się, że bez problemu wejdziemy na szczyt. Jednak ci co rzeczywiście chodzą po górach, to wiedzą, że jest to trudne. Nawet jeżeli pogoda sprzyja, to i tak wysiłek trzeba wykonać, więc starajmy się dobierać trasę do naszych możliwości, przeczytać wcześniej o tym, gdzie chcemy iść, czy ta trasa jest długa, czy jest stroma. Czy ona jest bezpieczna czy nie? Bo jeżeli jest niebezpieczna, to przecież trzeba mieć odpowiednie doświadczenie, buty, sprzęt etc. Ale nawet jeżeli trasa nie jest wymagająca pod kątem warunków takich ekspozycji, to ona przez samą długość może być trudna. Ktoś nie przejdzie 10-15 km po górach, bo na co dzień chodzi 100 metrów na przystanek autobusu z domu i z powrotem.

A co w sytuacji, gdy jesteśmy przewlekle chorzy? Czy w takim razie powinniśmy przed podjęciem takiego ponadstandardowego wysiłku fizycznego skonsultować się z naszym prowadzącym lekarzem?

Tak by było najrozsądniej, by przed wyjazdem iść na urlop iść do czy to do lekarza rodzinnego czy do specjalisty, na przykład kardiologa, żeby zrobić podstawowe badania, żeby ocenić stopień wydolności naszego organizmu, żeby być może skorygować stałe leczenie, które stosujemy. Dopiero po zasięgnięciu takiej porady przyjechać i tutaj odpowiednio zaplanować ten urlop, tak żeby on nie skończył się pobytem w szpitalu.

Jeżeli walczymy z nadwagą, to też jak rozumiem dobrze zaczynać małymi krokami, czyli na przykład marsze na początku.

Jeżeli ktoś jest otyły, to nie jest w stanie najczęściej dużego wysiłku fizycznego zrobić, bo się bardzo szybko zmęczy. Więc zaczynamy od krótszych spacerów, a potem dopiero próbujemy zrobić coś bardziej wymagającego. Bo – tak jak wcześniej mówiliśmy – po prostu może się to skończyć przemęczeniem, zasłabnięciem, utratą przytomności. Ludzie otyli są z reguły mniej wydolni niż ludzie, którzy mają prawidłową masę ciała. Także to bardzo ważne, żeby stopień wysiłku dobierać do naszej wydolności.

Tak obserwując osoby przyjmowane na oddział SOR, poprawia się ta świadomość jeżeli chodzi o ludzi przyjezdnych? Czy niestety ciągle siedzimy przy biurku, a potem porywamy się z motyką na słońce?

Trochę się poprawia, natomiast jeżeli ktoś jest na przykład pierwszy raz w wysokich górach, to on nie ma takiej świadomości, z czym się trzeba liczyć. Np. z tym, że na dole może być 30 stopni ciepła, a u góry 15 stopni i wiatr, który spowoduje, że realnie będzie 7 stopni. Że może przyjść bardzo szybko deszcz, że możemy się szybko zmęczyć i nie być w stanie wrócić. Są ludzie, którzy nie wiedzieli, że mają lęk wysokości, a ujawnia się to dopiero w górach. Wiele osób zapomina brać leki, które na stałe bierz. Na wakacjach zapominają o chorobach. Wydaje się, że w zasadzie się teraz dobrze czujemy, bo jeszcze te leki działają, które wzięliśmy przed wyjazdem. Do tego wypijemy trochę alkoholu. Jest to bardzo błędne rozumowanie. Świadomość się poprawia, ale do takiego pełnego, prawidłowego podejścia jeszcze dosyć daleko.